niedziela, 31 maja 2015

Moje marzenia

Każdy ma z nas jakieś marzenia. Chcę się by dowiedzieliście jakie ja posiadam. Niektóre z nich mogą wydawać się bardzo dziwne, normalne, a niektóre wręcz głupie, ale wiadomo, że dla mnie są bardzo ważne.  Jak widzicie także zmieniłam wygląd na blogu, a nagłówek zrobiła mi ta dziewczyna z bloga za co jej serdecznie dziękuję: http://stylbycia.blogspot.com/ .


  1. Dożyć do 70 lub 80.
    To może wydawać się dziwne, ale prawdopodobnie nie będę żyła zbyt długo. Być może dożyję jedynie do 50. Chciałabym wiele przeżyć, opisać to w swoim pamiętniku i móc co wspomninać gdy będę stara i mówić jakie to były wspaniałe, piękne chwile. Ja niestety mogę tego nie doczekać się.
  2. Podróż.
    Marzę o wielkiej podróży. Chciałabym bardzo pojechać do Japonii lub Californi, albo do Chin. Tam mnie jeszcze nie było. Ale... najbardziej do Japonii. Chyba wiadomo dlaczego ^^''
  3. Studia
    Chciałabym dalej się uczyć, ale dla mnie już za późno. Zazdroszczę tym, którzy dostali taką szansę od rodziców, albo sami sobie zapracowali poprzez ciężką pracę. Jedni jęczą, że studia to ciężki wysiłek i wielkie doświadczenie, ale ja bym się cieszyła, że właśnie coś takiego przeżywam.
  4. Wydać książkę lub opowiadanie
    Chciałabym by moje opowiadania ujrzały światło dzienne. Zwłaszcza jedno.
  5. Odstawić leki.
    Jestem uzależniona od pewnych leków i chciałabym wreszcie z tym skończyć. Nie jestem pewna czy mi nawet pomagają, a są przepisane bo ''tak trzeba''. Wiadomo, że zawsze wymówka się jakaś znajdzie.
  6. Odnaleźć drugą połówkę.
    Od dziecka wierzę, że gdzieś tam ktoś na mnie czeka, ktoś od zawsze kocha i liczę na to iż przed śmiercią ukochanego znajdę lub on mnie.
  7. Sukienki
    Uwielbiam sukienki, ale w nich nie chodzę bo boję się, że będą się ze mnie inni śmiali. Najbardziej chciałabym chodzić w białych sukienkach i nic to nie ma związanego z ślubem bo nienawidzę ślubów.
  8. Nie męczyć się.
    Co to znaczy nie męczyć się? Nie płakać, nie mieć niczego za złe, ani nikomu. Jeśli tak dalej będę miała to będzie pewne, że nie dożyję nawet 30 lat bo sama z sobą skończę na zawsze. 

A wy jakie macie marzenia? 

sobota, 30 maja 2015

Choroba co nie da się u mnie wyleczyć.

Są na tym świecie ludzie, którzy od zawsze mają w sercu dobroć i miłość do drugiego człowieka, ale niestety ja taka się nie urodziłam. Ja nie nienawidzę ludzi całego serca (oczywiście poza rodziną i paroma wyjątkami), ale nie zrobię czegoś o co by mnie ktokolwiek po prosił, popilnował dziecko, pobawił, przytulił czy nawet coś komu podał. Jestem totalnym bezuczuciowcem i nie potrafię skupić się na potrzebie innych.
Czasami zastanawiam się po co mnie matka rodziła skoro świat jest dla ludzi, a ten świat trzeba kochać – czyli, że ja się nie nadam? Nie mogę żyć w tym świecie? Na to wygląda, ale w sumie nie obchodzi mnie to. Nie muszę kochać ludzi wszystkich na tym cholernym świecie, ani nikogo lubić. Nikt mnie do tego nie zmusza bo taka prawda: nikt nie jest idealny i nikogo tak naprawdę nie obchodzisz dopóki nie zrobisz coś miłego dla niego.

Taka jestem. Nie jestem miła dla wszystkich, a wręcz złośliwa i mściwa i żyję z tym nadal.
O chorobach na, które jestem ''naprawdę'' chora napiszę wam w innym poście. Niektóre też z nich nie da się wyleczyć i trzeba żyć dalej bo jaki człowiek ma wybór? Żaden.

Urodziłam się bez wyboru.


środa, 20 maja 2015

Ciąża: nie nadaję się na mamę

Dawno temu myślałam, że bycie mamą to takie nie jest złe, że można z łatwością wychować dziecko, ale z biegiem czasu wcale tak nie myślę, a wręcz przeciwnie: nie chcę być w ciąży, a potem opiekować się maluszkiem, które być może urodzi się chore lecz przecież to nie jego wina jak to mówią.
Ja nie nadaję się na matkę; nie potrafiłabym się zaopiekować takim maleństwem – łatwo bym zapomniała o tym, że chociażby istnieje, denerwowało by mnie ten codzienny płacz oraz późniejsze marudzenie gdy podrośnie i już nie będzie wcale takim maleństwem.
Wiem, że zmieniłam się na gorsze bo kiedyś kochałam dzieci i uwielbiałam się z nimi bawić, opiekować się, a teraz... denerwuje mnie to wszystko. Gdybym nawet urodziła nic bym nie czuła do dziecka. Po prostu pustka, a wcześniej pragnęłabym abym poroniła. Wtedy byłoby lepiej.

Niektórzy mówią, że sama jestem dzieckiem i potrzebuje opieki. Może to prawda? Może nie nadaję się do tego abym założyła rodzinę? Kimkolwiek opiekowała się? Ja sama nie wiem o czym mogę myśleć. Jedynie wiem, że nie jestem gotowa na to by posiadać maleństwo.
Czytając tego posta większość ludzi uważa pewnie mnie za siksę, idiotkę bez uczuć. Wiem, że zaraz polecą hejty, ale wcale się tym nie przejmuję. To moje zdanie, którego łatwo nie zmienię.

... Może dopiero jak będę pewniejsza swoich uczuć do czegokolwiek.  

 A wy co sądzicie o dzieciach? 

poniedziałek, 11 maja 2015

Porozmawiajmy o: Być kochanym – jaką to ma wartość?


Wiem, wiem mało co się tu udzielam, ale jakoś nie miałam czasu na cokolwiek i tak jakoś się złożyło. Ostatnio mam natchnienie nawet na posty więc piszę. Dzisiejszy post postaram się w miarę dobrze napisać bo należy do dość trudnej tematyki, a mianowicie ''miłość''. Tak czasami mi te słowo trudno przechodzi przez gardło.

Od dziecka byłam wyśmiewana i niechciana więc nie rozumiałam pewnych rzeczy jak na przykład te dlaczego dzieciaki z ''idealnych'' domów są najlepsze. Nie zazdrościłam im, a raczej to ignorowałam. Gdy patrzę na zakochane pary: omijam je szerokim łukiem i myślę sobie ''przecież i tak kiedyś się rozejdą po co ta szopka'' ? Westchnęłam.
Ludzie nie myślą o takich rzeczach. Liczą na szybki chwyt ulotnej chwili oraz niebiańskich miłości od drugiej istoty. Wychowali mnie na bazie prawdziwych ''fundamentów'' wartości czyli; rozsądek i dobroć. Niestety w naszych czasach tego... za bardzo nie ma. To się chowa, albo całkiem zanika.
Nie liczę na to, że mnie ktoś pokocha. Pogodziłam się z tym od dawna i mogę żyć samotnie. Zajmę się kreowaniem siebie, pasjami i tym co kocham, oraz to co chciałabym robić, nauczyć się. Jest tyle rzeczy, a nie zajmować się błahostką... chwilą ulotną.
Moje serce jest rozerwane, łamie się i czuję to doskonale. Nie potrafię tego opisać inaczej i wcale nie chcę, ale wiem, że coś czuję do kogoś od nowa. Jest mi bardzo trudno to zrozumieć uczucie i boję się, że całkiem się rozrośnie, nie chcę cierpieć jak przedtem. Nie stworzyli mnie do tego, abym przez całe życie cierpiała, a cieszyła się właśnie z życia.
Zobaczymy co czas pokaże i czy dam mu szansę. Na razie się ciągle waham bo boję się bólu, to mnie paraliżuje... Na swój sposób.



Czy miłość w tych czasach ma jakąkolwiek wartość? Czy chcecie być kochanym?